Marta Motyl to autorka, z którą po raz pierwszy zetknęłam się w 2020 r., kiedy to na półki księgarń trafił tytuł „Sztuka podglądania”. Rok później, również z jej pomocą odkrywałam „Sztukę prowokowania”, by teraz finalnie móc pofantazjować.

Doceniam koncept stworzenia książek traktujących o kontrowersyjnych, niebanalnych dziełach bądź ich autorach, przedstawiony w tak przystępny, a jednocześnie wciągający sposób. Gdyby na etapie edukacji szkolnej zajęcia plastyczne zawierały przynajmniej ułamek lekkości i fantazji, z jaką autorka przedstawia historię dzieł, być może więcej osób byłoby w stanie docenić i zachwycić się tym wszystkim, co otrzymaliśmy w spuściźnie kulturowej.

Po „Sztukę fantazjowania” sięgałam jak po literacki pewnik. Wiedziałam, że skoro dwa poprzednie tomy usatysfakcjonowały mnie czytelniczo, to i trzeci pozwoli mi nie tylko poszerzyć własną wiedzę ze wspomnianego zakresu, ale również przeżyć emocjonujące chwilę. Tutaj każdy z rozdziałów serwuje odbiorcy skrajne emocje. Raz przeżywamy dramaty, innym razem wikłamy się w poplątane historie miłosne, a niekiedy zwierzamy z nieoczywistych fascynacji.

Chociaż niektóre zawarte w pozycji informacje są ogólnie dostępne, to jednak dopiero narracja Marty Motyl nadaje im wyjątkowego smaczku. Autorka przeskakuje zarówno po twórczości polskich czy zagranicznych malarzy. Nakreśla kontekst powstawania pracy, zamieszcza też liczne odniesienia do życia osobistego twórcy. Pozwala zastanowić się nad tym, co wpłynęło na charakterystyczny sposób widzenia świata każdej z postaci. Zanurzenie się w tym procesie, chociażby tylko literacko, jest naprawdę satysfakcjonujące. Lektura “Sztuki fantazjowania” umożliwia złapanie oddechu od pędu ówczesnego świata. Trafiamy w różne realia i różne okresy w dziejach ludzkości. Dane jest nam je poznać z nieco innej strony, niż miało to miejsce na kartach podręczników do historii lub jak to jest przestawiane w bogato ilustrowanych, ale często mocno cenzurowanych albumach dotyczących malarstwa. Posłużę się tutaj jednym prostym przykładem, z którym ze względu na miejsce zamieszkania bardzo mocno się utożsamiam. Zastanówmy się wspólnie, ile osób kojarzy twórczość Beksińskiego? A ile wiedziało dotychczas o tym, że będąc dzieckiem, Zdzisław Beksiński miewał zupełnie nieodpowiednie dla jego wieku fantazje, w których to Matka Boska zamieniała się w dominę, podwijała spódnice i siadała na jego twarzy? Pozycja to pokazuje, że nawet jeśli wydaje nam się, że na czymś naprawdę dobrze się znamy, to jednak czasami warto dać się zaskoczyć.

Rozumiem, że publikacje te mogą wzbudzać wiele emocji, zarówno ze względu na treść, jak i nietypowe dla książek traktujących o sztuce ułożenie. W żadnym z rozdziałów nie znajdziemy licznych, kolorowych ilustracji. Reprodukcje zamieszczone są na kilku bądź kilkunastu (naprawdę dobrej jakości) stronach, ujęte gdzieś między kolejnymi częściami. Natomiast muszę zaznaczyć jeden istotny szczegół. Będzie to lektura idealna dla osób mających problemy ze wzrokiem, ze względu na dużą i czytelną czcionkę, co nie zdarza się zbyt często w podobnych publikacjach. Jako fanka twardych opraw również obok tego faktu nie mogę przejść obojętnie. Mam cichą nadzieję, że autorka wciąż będzie drążyć temat i serwować kolejne, równie apetyczne ciekawostki z życia twórców. Tego sobie, i wszystkim innym czytelnikom twórczości Marty Motyl, życzę.

zrecenzowała Mariola Mazur, Książkosztuka

„Sztuka fantazjowania”, Marta Motyl, Wydawnictwo Lira, 2022 r., ISBN 9788367084536